Uzależnienie – sporty ekstremalne i bieganie

UZALEŻNIENIE OD SPORTÓW EKSTREMALNYCH

Uzależnienie od sportów ekstremalnych i od biegania oraz

Uzależnienie od przyjmowania suplementów diety i odżywek

Drodzy Użytkownicy naszego Portalu i Drodzy Pacjenci!

Wydawałoby się, że powiedzieliśmy już dużo na temat uzależnień behawioralnych, ich leczenia i konsekwencji pozostawienia spraw „samym sobie”.

Jednak nie do końca… W dyskusjach zespołowych w naszej Poradni uznaliśmy, iż temat jest jak najbardziej na czasie – zwłaszcza w obliczu trudnych wydarzeń z tego lata, gdy turyści podejmują się udziału w ekstremalnie trudnych dziedzinach sportowych, przy okazji stwarzając niebezpieczeństwo dla osób postronnych.

O uzależnieniu od sportu i od jego egzotycznych subdziedzin powiedziano już bardzo wiele, ale tak naprawdę bardzo niewiele osób zdaje sobie sprawę, iż tak jak tatuażowanie i piercing, ( o których szeroko będziemy mówili przy okazji kolejnych Akademii naszej Poradni), że są to nałogi bardzo niebezpieczne, nie mające nic wspólnego z dbałością o wygląd, czy dobry stan zdrowia. Takie tłumaczenia są tylko pożywką do podejmowania ekstremalnie niebezpiecznych działań, dzięki którym nasze ciało produkuje duże ilości hormonów – pobudzaczy takich jak adrenalina, które dodatkowo stymulują umysł do aktywności, w miejscu, gdzie bez tych działań byłaby stagnacja, spadek sił i nastroju. Skąd taki stan emocjonalny i co można z nim zrobić pacjenci raczej nie zastanawiają się- poszukując szybkiej i łatwo osiągalnej ulgi w postaci hormonalnego kopa szybując na paralotni, czy zdobywając kolejny szczyt górski.

Istnieją teorie psychologiczne i wciąż trwające badania na ten temat, które mówią, iż usilne podejmowanie się ryzykownych aktywności jak np.skok na bungee, skok ze spadochronem w celach hobbystycznych, to nic innego jak działania z autoagresji: „Nie jestem taki, jakim chciałbym być, nie spełniam oczekiwań innych, więc sobie dokopię, przycisnę się, żeby nie czuć bólu i frustracji i niech inni mnie podziwiają”.

I znowu wracamy jak „bumerang” do zagadnień zaburzeń osobowości w kontekście uzależnień behawioralnych i do przekazów medialnych, które zamiast edukować głównie straszą lub promują niczym nieuzasadnione ryzykanctwo, które tak naprawdę jest objawem zaburzeń psychicznych i emocjonalnych.

Nikt tego jeszcze przede mną nie zrobił – ja to zrobię pierwszy – jako pierwszy zjadę z tej góry” – to przykładowy tok myślenia pacjenta z narcystycznym zaburzeniem osobowości, z osobowością dyssocjalną, aspołeczną, schizoidalną – można byłoby wymieniać długo… Jak bardzo trzeba siebie nie akceptować, żeby nie zauważyć siebie w takim wyczynie i ryzyka jakie się podejmuje?

Ponownie muszę w tym miejscu wrócić do zagadnienia układu nagrody w mózgu. Mechanizm uzależnienia od sportów ekstremalnych ściśle się z nim wiąże. A wygląda on następująco : najpierw pojawia się naturalny, fizjologiczny i potrzebny ewolucyjnie lęk wynikający ze sprawnie funkcjonującego mechanizmu jakim jest instynkt przetrwania. Pacjenci „ekstremalni” forsują ten mechanizm, przekraczają granice ludzkich możliwości, (które przecież po coś istnieją), a następnie, gdy przejdą próbę aktywności pomyślnie, bez szwanku – ich układ nagrody zostaje niebywale pobudzony, mózg jest dosłownie zalewany mieszanką hormonalną, którą raczej ciężko uzyskać w standardowych warunkach. Ich mózg : „krzyczy” : „ Przetrwałeś, jesteś najlepszy, udało ci się, jesteś kimś wyjątkowym, możesz wszystko…”. Kto nie chciałby czuć się tak stale? A zwłaszcza ktoś, kto startuje z dołka i na co dzień czuje się raczej… do niczego… I tak spirala uzależnienia zostaje uruchomiona…

„Sporty ekstremalne są bardzo różne. Niektórzy ludzie pokonują dzikie rzeki i wodospady (canyoning), pływają nurtem rzeki na niewielkiej plastikowej desce z niesamowitą prędkością (hydrospeed), nurkują z rekinami, skaczą z mostów i wodospadów (base jumping), z wieżowców (dream jumping), inni latają rozpędzonymi poduszkowcami lub wchodzą do kuli wypełnionej powietrzem, która stacza się ze zbocza z coraz większą prędkością (zorbing). Do sportów ekstremalnych, a także z grupy sportów podwyższonego ryzyka, należą również takie dyscypliny jak wspinaczka, kitesurfing czy nawet sztuki walki”. (Portal Polki.pl)

Jak widać jest z czego wybierać. Psychologia Sportowa cały czas oscyluje wokół pytań – dlaczego ludzie dokonują takich wyborów? Do czego jest im to potrzebne, i dlaczego akurat im?

Według czołowych badaczy tematu-takich jak Steven Reiss – ludzie kierują się w życiu chęcią realizacji 16 podstawowych potrzeb. Jeśli nie są one zaspokajane od najwcześniejszych etapów rozwoju – mogą manifestować ten brak ich realizacji w tak ekstremalny sposób jakimi są w/w sporty i patologiczny w nich udział.

Zabezpieczają oni w ten sposób paradoksalnie główną potrzebę człowieka jaką jest potrzeba bezpieczeństwa, której nie zapewnili im najbliżsi. Zwracając uwagę nietuzinkowymi zachowaniami i wyczynami – wreszcie dostają to, czego najbardziej im brakuje – uwagę, zauważenie, zachwyt, potwierdzenie, że są ważni i dostrzeżeni.

Okazuje się, że adrenalina – hormon walki lub ucieczki – ratujący życie naszym odległym przodkom blokuje wydzielanie się innego ważnego hormonu jakim jest serotonina – popularnie zwana hormonem szczęścia. Czyli mamy w tym przypadku podobny mechanizm jak w przypadku uzależnień substancjonalnych – potrzeba coraz więcej wyzwań o coraz większym stopniu ryzyka, żeby poczuć cokolwiek…

Osoby uzależnione od sportów ekstremalnych nie zdają sobie też sprawy z faktu, iż każde takie działanie wymaga czasu na regenerację dla organizmu, uzupełnienia braków psychosomatycznych, które wynikają z fizjologii wysiłku. Uzależnieni od adrenaliny potrzebują stale więcej i więcej i coraz częściej – tak więc popadają w kolejne kontuzje, które są stanem alarmowym dla organizmu generującym ogromne pokłady stresu, stany zapalne, brak przewidywalności i stałości, a więc pewnego typu homeostazy-równowagi. Takie nieregularne zastrzyki adrenaliny generują to, co inne uzależnienia – bardzo duże wahnięcia nastroju, motywacji, napędu-prowadząc na przykład do… gromadzenia się tkanki tłuszczowej i otyłości. Organizm stale nie wie, co będzie dalej, więc na wszelki wypadek gromadzi zapasy… Tworzy się zamknięte koło niepowodzeń, bólu, poczucia straty, a stąd już bardzo blisko do pełnoobjawowej depresji klinicznej…

No dobrze, ktoś mógłby powiedzieć… A co z niewinnym bieganiem? Czy taka aktywność także może przerodzić się w groźne uzależnienie?

Psychologowie mówią o tzw. ciemnej stronie biegania i o psychologicznych aspektach przetrenowania. Bieganie uskrzydla, daje niebywałego kopa i energii. Człowiek czuje się zwycięzcą, niemalże frunie nad ziemią. Chce więc tej pasji oddać się w całości – organizuje różnego typu treningi ogólnorozwojowe, siłowe, gimnastyczne, prenumeruje prasę fachową, bierze udział w mini i ultra maratonach, maratonach ze względu na szczytny cel, godzinami przesiaduje na forach dla wtajemniczonych, każdą minutę rozmowy poświęca w pracy na wymianę nowinek z kolegami „po fachu”, częściej widziany jest w sklepie sportowym, niż w domu. A tak naprawdę w przenośni i faktycznie… ucieka… Przed nudą i prozą codzienności, brakiem uczuć w rodzinie, osamotnieniem, brakiem zrozumienia. Nałogowi biegacze rzadko stają się pacjentami gabinetów psychologicznych. Z reguły odznacza ich duża doza infantylności, niechęć do wzięcia odpowiedzialności za siebie, życie i swoich najbliższych. Przecież „sport to zdrowie”. W końcu nie robią nic złego…

Niestety, w skrajnych sytuacjach, o które nie trudno trzeba liczyć się z ogromnym fizycznym wyniszczeniem organizmu, a także relacji społecznych.

Bieganie – tak proste w zastosowaniu i tak mocno od zarania dziejów promowane jako świetne antidotum na wszystko – bardzo szybko może stać się nałogiem, przymusem i kompulsją. Łatwo zamienia człowieka w niewolnika, dla którego poza tym wszystko inne przestaje mieć sens.

Trening biegowy wymaga bardzo dobrego przygotowania i planowania – nie tylko wydolnościowego, ale i mentalnego oraz logistycznego, (począwszy od wybierania odpowiednich tras – niekoniecznie tych przy samej ulicy tonącej w spalinach – tak, by Krzysio z 4 piętra widział jak pięknie wyglądam w obcisłych ubraniach biegowych). W profilaktyce uzależnienia to numer jeden – mieć dobry plan, a więc i kontrolę nad całością procesu treningowego.

Kiedy wiadomo już, że mamy do czynienia z uzależnieniem od uprawiania sportu?

  • czas poświęcony na bieganie i związane z nim aktywności, (np. start w zawodach) staje się źródłem konfliktu pomiędzy rodziną a uzależnionym biegaczem,
  • bieganie przesłania wartość pozostałych sfer życia,
  • bieganie jest jedyną formą poprawy sobie nastroju,
  • intensywność treningu cały czas wzrasta,
  • wszystkie nadwyżki czasowe przeznaczane są na trening biegowy,
  • trening realizowany jest pomimo ewidentnej zdrowotnej niedyspozycji biegacza,
  • zmiana planów treningowych generuje frustrację, lęk, smutek,
  • inne silne bodźce, czy stymulacje nie rekompensują braku treningu,
  • pacjent porzuca dotychczasowe hobby na rzecz biegania.

Jeśli kwestię treningu wyczynowego mamy już za sobą, to można byłoby się zastanowić nad jeszcze jedną kwestią prozdrowotnego stylu życia.

Nad stosowaniem suplementów diety. Wydawałoby się, że to już naprawdę nie może zaszkodzić? „Żywe zdrowie”, przebadane, zamknięte w malutkiej tabletce lub kapsułce…

Tak rozumiana dbałość o siebie może być dla chorego bardzo atrakcyjna – przecież robi coś racjonalnego, sprawdzonego, przynoszącego według medycyny akademickiej same pozytyw. Z pewnością można poczuć się bezpiecznie, poczuć władzę i kontrolę nad swoim życiem. Nie można odmówić nam tu uważności, obecności, bycia na bieżąco z nowinkami świata medycznego…

Rzadko chcemy przyjąć do wiadomości, że nadmiarowe przyjmowanie suplementów diety prowadzi do poważnych zaburzeń somatycznych – witaminozy i hiperwitaminozy siejąc czasami spustoszenie w organizmie poprzez zmianę jego metabolizmu. Chory chodzi następnie od specjalisty do specjalisty i nikt nie jest mu w stanie pomóc, bo chory nawet nie wie, że powinien przedstawić listę przyjmowanych preparatów. W końcu to niewinne witaminy, prawie jak cukierki, czy kolorowe miśki-żelki.

Witaminy przyjmowane niezgodnie z zaleceniami uzależniają psychicznie i fizycznie. Pacjentowi wydaje się, iż może być zdrowym jedynie po zażyciu suplementów, odpowiednio skoncentrowanym, w dobrym nastroju tylko wówczas gdy zastosuje nową mieszankę multiwitaminową.

W tego typu uzależnieniu dochodzi do takich zniekształceń poznawczych, iż pacjent uważa, że osiągnięcie celów życiowych, (praca, związki, nauka), tylko wówczas będzie możliwe, gdy on „niedoskonały” usprawni siebie kolejną dawką nowo wypróbowanego suplementu. Staje się zewnątrzsterowalny, mając poczucie bardzo niskiej sprawczości. Uzależnieniowemu schematowi myślowemu nadając wysoką rangę- czyni z witamin i mikroelementów „protezę”, która jak talizman ma zapewnić mu sukces i powodzenie.

Typowym objawem uzależnienia od tego typu produktów farmaceutycznych jest brak dbałości o ewentualne interakcje witamin z lekami, mieszanie ze sobą różnych suplementów, niestosowanie przerw w przyjmowaniu, podczas których dany lek ma możliwość absorbcji w organizmie, dowolne manipulowanie dawkami, nieczytanie etykiet, kompulsywne kupowanie preparatów w aptece bez próby konsultacji z farmaceutą, a także kupowanie paramedykamentów, produktów zielarskich i suplementów, które nie zostały przebadane klinicznie.

To, co jest obserwowalne w uzależnieniu od suplementacji środkami farmaceutycznymi to także pewnego rodzaju niefrasobliwość. Chory nie przejmuje się skutkami ubocznymi swojej terapii, (często bardzo niebezpiecznymi jak ma to miejsce w przypadku suplementów „na odchudzanie”). Nie szuka przyczyn swoich problemów zdrowotnych u źródła, (otyłość, problemy skórne, wypadanie włosów), twierdząc, iż zniweluje je łykając nieznanego pochodzenia lub niezbadane preparaty, ale tak jest przecież najłatwiej…

Terapia wymienionych uzależnień behawioralnych jest bardzo złożona i zróżnicowana- zdecydowanie wymaga indywidualnego podejścia do pacjenta, ale i metodycznej, behawioralnej zmiany utrwalonych niewłaściwych wzorców postępowania, zagłębienia się w jego przeszłość, terapii indywidualnej i grupowej.

 

Anna Pasławska-Turczyn

(autorka tekstu)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *